przejdź do treści głównej
Zanurz się w źródłach
O powrocie (do) rzeczywistości analogowej
Nowe odsłony starych historii. O powrocie (do) rzeczywistości analogowej
Nowe odsłony starych historii. O powrocie (do) rzeczywistości analogowej

Materialnych śladów historii szukamy dziś w wirtualnej przestrzeni internetu. Za pomocą jednego kliknięcia możemy przenieść się do innej rzeczywistości, ocalić zapomniane historie przechowywane w archiwach społecznych.

Tęsknota za minionym

Urodziłam się w czasach, w których informacje o świecie czerpano głównie z prasy, radia i telewizji. Gazety i czasopisma były nieodłącznym elementem codzienności, a zawarta w nich treść, taka jak na przykład program telewizyjny, niejednokrotnie porządkowała plan dnia. Informacja docierała do odbiorców nieporównywalnie wolniej niż dzisiaj, a jej źródeł było o wiele mniej. Papier, jako główny nośnik informacji, przyjmował nie tylko wydarzenia dnia codziennego (gazety, notatniki, kalendarze, listy, rachunki…), ale także fotografie, bo żeby zobaczyć zdjęcia, trzeba je było wywołać.

Dziś świat wygląda zupełnie inaczej. Wszystko, co kiedyś było papierem i zajmowało masę miejsca w mieszkaniu, obecnie jest zamknięte w urządzeniu podłączonym do internetu. Nasze plany, notatki, zdjęcia krążą gdzieś w przestrzeni wirtualnych chmur i jedynym warunkiem ich istnienia jest dostęp do prądu. Dzięki urządzeniom elektronicznym informacje z drugiego końca świata docierają do nas niemalże w czasie rzeczywistym. Wiemy, co się dzieje u znajomych bez konieczności spotykania się z nimi, właściwie jesteśmy w stanie prowadzić życie bez wychodzenia z domu.

Wszystko ma jednak swoje dobre i złe strony. Urządzenia elektroniczne sprawiły, że nasze życie jest bardziej komfortowe, ale też odizolowały nas od prawdziwych relacji z ludźmi. Przytłoczenie światem wirtualnym, którego doświadczamy w samotności, skutkuje pogorszeniem nastroju i nostalgią. Odczuwamy tęsknotę za czasami minionymi, kiedy żyło się wolniej, bez takiej liczby rozproszeń, w prawdziwym tu i teraz.

Bazowanie na wspomnieniach jest obecnie jednym z najwyraźniejszych trendów w marketingu. Producenci odzieży, muzyki czy gier chętnie wracają do dawnych projektów, odwołując się do pozytywnych odczuć sprzed ery smartfonów, jakie tkwią w pamięci konsumentów.

W ostatnich latach tacy giganci jak Netflix czy Prime Video wypuścili kilka seriali nawiązujących stylistyką do produkcji z lat osiemdziesiątych, czego przykładem jest chociażby hit Netflixa „Stranger Things”[1]. Oprócz nowych produkcji powstały także kontynuacje bestsellerów, jak np. „Twin Peaks” lub „And just like that”, który jest dalszym ciągiem legendarnego „Seksu w wielkim mieście”.

Przestrzeń wolna od stresu, wyobcowania i nadmiaru bodźców jest dziś towarem na wagę złota. Oglądanie tak zwane comfort shows, czyli seriali, które już widzieliśmy i [2] które doskonale znamy, jest częścią globalnego zjawiska zwanego kulturą komfortu – kulturą obrazów aktywujących dobry nastrój.

Co dla artysty?

Skoro tęsknota za czasami sprzed ery internetu jest tak silna, to jak i gdzie twórcy mogą szukać inspiracji z przeszłości do kreowania nowych treści w tym trendzie? Odpowiedź jest prosta, choć nie wszystkim nasuwa się od razu – w archiwach, najlepiej tych domowych. To, co można w nich znaleźć, często przewyższa oczekiwania poszukiwacza. Wśród rzeczy, które leżą zapomniane w pudłach na strychu, odkrywamy zdjęcia, korespondencję czy nagrania audio i wideo.

Szczególnie ciekawe dla mnie, jako projektantki graficznej, są wszelkiego rodzaju druki – od ulotek, poprzez gazety i czasopisma, po plakaty (kiedyś drukowane w gazetach), fotografie, notatki itd. W mojej kolekcji znajduje się cała masa tego typu materiałów, które stanowią inspirację do projektów, przede wszystkim kolaży i plakatów.

Do oryginalnych materiałów sprzed dekad można mieć dostęp bez wychodzenia z domu. Dzięki masowej digitalizacji archiwaliów, jaka ma miejsce współcześnie, wystarczy dostęp do internetu, byśmy mogli korzystać nie tylko ze światowych, ale także rodzimych zasobów archiwalnych – te ostatnie znajdziemy między innymi na portalu Zbiory Społeczne oraz na stronach internetowych lokalnych archiwów czy urzędów.

Przeglądanie tego typu materiałów niesie za sobą różne korzyści – nie tylko poszerza wiedzę o przeszłości, ale także horyzonty estetyczne. Dziewiętnastowieczna prasa, taka jak na przykład pismo „Bluszcz”, stanowi przykład wybitnego podejścia do ilustracji prasowej i typografii. Podobnie wydawany w XX wieku miesięcznik „Ty i Ja”, którego oprawę graficzną stworzył Roman Cieślewicz i do którego grafiki przygotowywali słynni artyści, tacy jak Waldemar Świerzy, Henryk Tomaszewski czy fotografik Tadeusz Rolke. Miesięcznik ten był przykładem nie tylko awangardowego podejścia do projektowania, ale też luzu i zabawy konwencją, jakich nie ma już we współczesnym projektowaniu lub jakie spotyka się bardzo rzadko.

Innym znanym przykładem interesującego podejścia do projektowania graficznego jest czasopismo „Jazz Forum” wydawane w latach siedemdziesiątych XX wieku, za którego szatę graficzną odpowiadał grafik i plakacista Rafał Olbiński. Nadany magazynowi format kwadratu nawiązywał proporcjami do okładek płyt winylowych:

„Rafał robił okładki, dostawał temat, przedstawiał jedną propozycję ale była zawsze dobra, więc nie podlegała dyskusji” – opowiada Paweł Brodowski[3]. „Kiedy przychodził do redakcji, brał pisma zagraniczne i wycinał to, co uznał za interesujące. Zawsze go pilnowałem – bo te pisma były nam potrzebne z innych względów – ale on stale przynosił tę swoją dużą teczkę, bezceremonialnie wycinał, co chciał, i zabierał. Rafał się specjalnie z nikim nie liczył – dostawał całość, zdjęcia i wyklejał. Wyróżniała go zawodowa ręka i umiejętność skrótowego rozumienia rzeczywistości. Graficznie potrafił oddać istotę rzeczy. I nawet działając w dużym stresie zachowywał luz artysty. Był zawsze cool”.[4]

Okładki „Jazz Forum” zaprojektowane przez Olbińskiego charakteryzowała jaskrawa kolorystyka i pewnego rodzaju komiksowość. Jedna z nich, przedstawiająca jazzband i śpiewaczkę, jest przykładem poczucia humoru artysty: bohaterowie, ciasno poupychani, niemalże jak sardynki, tworzą rytm głów i oczu; na pierwszym planie zwraca jednak uwagę wielki bęben – serce – stanowiący sedno muzyki, a geometryczne elementy – okręgi bębna, kanciasty deseń sukienki śpiewaczki, drobne palce muzyków – graficznie nawiązują do muzycznych tonów i akordów[5].

W poszukiwaniu ciekawych materiałów graficznych warto zerknąć także na treści skierowane do dzieci. W zbiorach archiwów społecznych jaskrawym przykładem wyśmienitej twórczości przeznaczonej dla najmłodszych jest pismo „Świerszczyk”. Twórcą okładki pierwszego numeru był Jan Marcin Szancer, natomiast pierwszą winietę „Świerszczyka” zaprojektował wybitny grafik Eryk Lipiński. Charakterystyczne liternictwo winiety łączy technikę prostej wycinanki z wycyzelowanym liternictwem, które poprzez kolor i podskoki poszczególnych liter odwzorowuje zabawowy i dziecięcy ton pisma. Lipiński był zresztą znany ze swojego zamiłowania do litery i typografii, którą w swoich projektach zawsze traktował czule i z uwagą. Przez łamy „Świerszczyka” na przestrzeni lat przewinęły się nazwiska takich sław, jak Bohdan Butenko, Ewa Salamon, Olga Siemaszko czy Józef Wilkoń, a samo pismo uczy i bawi dzieci do dziś [6].

Poza wartościami estetycznymi, jakie niosą ze sobą druki z poszczególnych okresów historycznych, stare gazety mogą być przydatne także dla filmowców i scenarzystów. W nich właśnie, nie tylko dzięki formie graficznej czy językowi, ale także opisywanym realiom, odbijały się minione czasy. Dzięki prasie twórcy nowych treści mogą osadzić swoje dzieła bardziej wiarygodnie w realiach kreowanej epoki, a także wzbogacić opowiadane historie o ciekawe szczegóły.

Z zasobów archiwalnych takich jak nagrania audio i wideo, korzystają również twórcy podcastów czy muzycy. Z kolei zdjęcia, w ogromnej liczbie udostępniane przez większość archiwów, stanowią wskazówki nie tylko dla kostiumografów, rekonstruktorów czy konserwatorów, ale także dla artystów amatorów, zainteresowanych na przykład pejzażem dawnej Polski.

Stale powiększam swoją kolekcję materiałów archiwalnych. Zaopatruję się w nie w antykwariatach lub na targach staroci, następnie je skanuję, drukuję i wycinam. Oprócz kartek pocztowych, notatek i różnego rodzaju druków, nabywam także stare fotografie. Zdjęcia rodzinne obcych ludzi poruszają moją wyobraźnię. Nieznajomość zawartej na zdjęciach osobistej historii sprawia, że mam większy luz podczas tworzenia i osadzania fotografii w nowych kontekstach.

Beata Świerczyńska, kolaż, Warszawa 2024. W kolażu wykorzystano materiały z portalu zbioryspoleczne.pl (sygnatury: fotografia PL_2125_006_0001_0001, prasa PL_2093_008_0001_0004, PL_2046_002_0001_0004, PL_2087_010_0003_0001.

Beata Świerczyńska, kolaż, Warszawa 2024. W kolażu wykorzystano materiały z portalu zbioryspoleczne.pl (sygnatury: fotografia PL_2125_006_0001_0001, prasa PL_2093_008_0001_0004, PL_2046_002_0001_0004, PL_2087_010_0003_0001).

Zdarzyło się jednak kilkukrotnie, że zgłaszali się do mnie ludzie, którzy nie znali programów graficznych, ale chcieli zrobić niespodziankę swoim bliskim i sprezentować im kolaż z rodzinnych fotografii. Na bazie dostarczonych przez nich materiałów komponowałam grafiki – pamiątki w nowej odsłonie.

Ciekawym przykładem takiej twórczości są kompilacje fotografii, fotografii i tekstu lub fotografii zestawionej z odręcznym rysunkiem. Grafiki tego typu, często wykonywane w przypływie weny lub na jakąś okoliczność, były wysyłane z życzeniami do bliskich lub w charakterze pamiątkowej kartki pocztowej. Wiele takich kartek stworzyła Wisława Szymborska, która w zabawny sposób łączyła wycięte z gazet ilustracje i teksty, tworząc błyskotliwe prace przypominające popularne współcześnie memy. Jedną z takich grafik jest kartka wysłana przez Jana Dodę z Manasterza, który w korespondencji do żony przedstawia jej swoją bratanicę – poprzez doklejenie jej fotografii obok własnego portretu. Ta zabawna konwencja eksponuje pomysłowość autorów i jest uroczym świadectwem ery przedinternetowej.

Jak udostępniać domowe archiwalia?

Nasze domowe archiwalia, takie jak zdjęcia czy dokumenty po przodkach, stają się przedmiotem dialogu, nie tylko w kręgach rodzinnych, ale także poza nimi. Sama miałam niejednokrotnie okazję przygotowywać publikacje zawierające historyczne dokumenty i zdjęcia rodzin Kierskich, Stawskich, Rybarskich i Bronzertów. Część tych historii trafiła w ręce młodych artystów, którzy na ich podstawie nakręcili krótkie etiudy filmowe. Promocja tego typu wydawnictw jest również pretekstem do spotkań rodzinnych, zacieśniania więzi i upowszechniania wiedzy o naszych korzeniach.

Podejmując się pracy nad rodzinnymi archiwaliami na własną rękę, warto pamiętać o kilku prostych zasadach, które sama na co dzień stosuję.

Materiały zgromadzone w domu mają oczywiście swoje lata, często są nadgryzione zębem czasu lub nawet zniszczone. Wszystkie plamy, rozdarcia czy ślady użytkowania są świadectwem drogi, jaką przeszedł dany dokument, dlatego podczas digitalizacji lub publikowania dokumentu na przykład w internecie nie kadrujmy go ani nie retuszujmy – w taki sposób pozbawimy nasze źródła części ich historii.

Z tych samych powodów pamiętajmy także o odwrociach dokumentów – zawsze skanujmy rewers fotografii, na którym znajdują się często ważne opisy lub daty.

Pokazując dokumenty wielostronicowe, starajmy się prezentować każdą stronę osobno (nie nakładajmy jednej strony na drugą), aby czytelnicy mieli szansę zapoznania się z danym dokumentem. Jeśli jednak ze względu na brak miejsca nie możemy sobie pozwolić na tak obszerną reprodukcję – zróbmy selekcję najważniejszych stron. Takie działanie będzie korzystne zarówno dla samego dokumentu, jak i dla odbiorców.

Czy warto na własną rękę pracować z domowymi archiwaliami?

Globalne trendy pokazują, że tęsknota za czasami minionymi jest uczuciem, które wpływa na wybory konsumentów kultury. Media społecznościowe, zamiast zbliżać do siebie, odseparowały ludzi od prawdziwych relacji. W poszukiwaniu spokoju wracamy więc do rzeczy dobrze znanych, a z potrzeby poczucia przynależności odkrywamy na ponownie domowe archiwa. Zwrot w stronę rzeczywistości analogowej może zaowocować nowymi odsłonami starych historii rodzinnych.

Praca z naszymi prywatnymi materiałami nie tylko stanowi przyjemność, ale także jest inspiracją dla innych – artystów, badaczy, pozostałych członków rodziny. Na przykładzie projektów, które realizowałam, widzę, że prywatne historie ożywają w filmach czy obrazach wykonanych przez innych ludzi. Zyskują one także nowe konteksty, rozrastają się. Ujawniając światu domowe archiwa, możemy natrafić na kogoś, kto połączy nasze historie rodzinne ze swoimi i w ten sposób rzuci inne światło na naszą przeszłość i stabilniej umocuje ją w historii.

Beata Świerczyńska
Absolwentka Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie, graficzka, projektantka, ilustratorka. W 2024 roku obroniła pracę doktorską pod tytułem „Między jawą, a snem – powidoki”, której promotorem był prof. Lech Majewski. Na co dzień zajmuje się projektowaniem graficznym, ilustracją, kolażem.

Źródła zewnętrzne

1. Warto przeczytać artykuł o zjawisku marketingu nostalgicznego: https://wuwr.pl/ekon/article/view/16473/14794
2. W Łodzi reaktywowano pierwsze kino w Polsce Więcej o tym, czym jest "comfort show", można przeczytać w artykule.
3. O historii magazynu Jazz Forum można przeczytać w artykule.
5. Więcej o historii czasopisma można przeczytać na stronie: https://swierszczyk.pl/nasze-czasopisma/swierszczyk/historia.