– Leży tam gdzieś na końcu tego korytarza taśma. Więc zaczynam ją zwijać. Dochodzę do tego pudła, które leży tam kilometr dalej. I co się okazuje? Zwinęłam film nie do odtworzenia: Witold Małcużyński gra na Wawelu. To jest moja robota, ja to uratowałam – opowiedziała w wywiadzie dla Archiwum Historii Mówionej Fundacji Ośrodka KARTA i Domu Spotkań z Historią Lucyna Barcz, wieloletnia pracowniczka TVP. W czasie stanu wojennego ocaliła przed zniszczeniem niepowtarzalne nagranie z występu, który zapisał się zarazem w historii polskiej muzyki i historii całego kraju.
Występ pianisty Witolda Małcużyńskiego na Wawelu, który odbył się 16 lutego 1959 roku, był wydarzeniem naprawdę wyjątkowym i niezwykłym. Zarówno ze względu na to, jak utalentowany, uwielbiany i doceniany w skali globalnej był ten artysta dosłownie natchniony, słynący zwłaszcza z genialnych interpretacji twórczości Chopina, a także ze względu na niezwykłe okoliczności samego koncertu. Małcużyński zagrał bowiem z okazji otwarcia wystawy najcenniejszych narodowych skarbów, które udało się sprowadzić do Polski po II wojnie światowej. Zresztą sam Małcużyński, choć od lat mieszkał już za granicą, bardzo dużo w tej sprawie robił.
Legendarny występ. Nagranie omal nie przepadło po latach
O randze wydarzenia dużo mówi już choćby cząstkowa lista odzyskanych artefaktów: miecz koronacyjny polskich królów, czyli słynny Szczerbiec, kroniki Galla Anonima i Wincentego Kadłubka, złoty łańcuch króla Zygmunta III, psałterz floriański, Biblia Gutenberga czy listy oraz rękopisy Fryderyka Chopina[1].
Małcużyński zagrał wtedy w wawelskiej Sali Senatorskiej, na fortepianie marki Steinway, który sprowadzono specjalnie na ten wieczór aż z odległej Ottawy. Artysta w programie zawarł m.in. polonezy, mazurki, Balladę F-dur op. 38, Nokturn c-moll op. 48 nr 1, Sonatę b-moll op. 35, Scherzo b-moll op. 31, Walc Es-dur op. 18 – relacjonuje Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz w artykule na stronie Radia Kraków. Tego wieczoru muzyki na żywo w jego wykonaniu słuchała ówczesna polska elita: naukowcy, politycy oraz artyści, w tym m.in. Witold Lutosławski z żoną. Jak czytamy w opisie albumu z zapisem występu wydanym przez Polskie Radio: „Zagrał tak, jak oczekiwano. Recital jest pełny emocji i wirtuozerii. Artystę niosły emocje, momentami wywołując kontrowersję. Ale to właśnie, w połączeniu z bezdyskusyjną techniką i wielkim talentem sprawiło, że koncert przeszedł do legendy”. Album wydano dopiero w 2019 roku, równo 60 lat po historycznym wydarzeniu. „Słyszymy wręcz oddech publiczności, chrząkania i… wielkie brawa, jakimi słuchacze nagradzali pianistę” – dodaje Agnieszka Malatyńska-Stankiewicz z krakowskiej rozgłośni.
Witold Małcużyński – pianista natchniony
Powiedzieć, że Witold Małcużyński był wybitnym pianistą, to prawie nic nie powiedzieć. Ten uczeń Ignacego Paderewskiego był tak naprawdę w swojej dziedzinie gwiazdą o światowej randze, owiany sławą po podboju Ameryk, Azji i Australii. Ale po kolei: artysta urodził się na Wileńszczyźnie w 1914 roku, a talent muzyczny objawił już w wieku pięciu lat. Systematycznie gry na fortepianie zaczął się uczyć w wieku lat dziewięciu, a w 1929 roku rozpoczął naukę w Konserwatorium Warszawskim. Dla poszerzenia horyzontów podjął także studia prawnicze i filozoficzne na Uniwersytecie Warszawskim, a Konserwatorium w 1936 roku ukończył, otrzymując dyplom z wyróżnieniem. Kilka dni przed egzaminem dyplomowym został laureatem V nagrody Międzynarodowego Konkursu Muzycznego w Wiedniu oraz zadebiutował w Filharmonii Warszawskiej. Jak opisuje Stanisław Dybowski, warszawski debiut przeprowadził „sensacyjnie wykonując II Koncert A-dur [Franciszka] Liszta, na bis grając Wariacje b-moll op. 3 Karola Szymanowskiego”. Publiczność zgotowała mu gorące owacje, a krytycy muzyczni nie kryli zachwytu. Na stronie Narodowego Instytutu Fryderyka Chopina można znaleźć jedną z ówczesnych recenzji:„Żywiołowością swej gry, potęgą i soczystością tonu porwał Małcużyński od razu publiczność. Mając jednak takie dane do brawurowego wirtuozostwa, umie on panować nad sobą, ujmuje ten rozmach w karby refleksji artystycznej, dzięki czemu daje tym pełniejszą, tym wypuklejszą kreację. Liryzm jego jest męski, skupiony, wolny od czułostkowości”[2].
Małcużyński postanowił wziąć udział w III Konkursie Chopinowskim w Warszawie, który odbył się na przełomie lutego i marca 1937 roku. Przez kilka miesięcy nader troskliwie przygotowywał go do tego zadania sam Paderewski. Ostatecznie młody muzyk zajął wtedy III miejsce – werdykt ten wzbudził wiele kontrowersji, albowiem zdaniem rozlicznych znawców powinien był wtedy wygrać. Inni z kolei uznawali – wobec wyjątkowo niestandardowego podejścia artysty do interpretacji muzycznych – że decyzja jury była słuszna. Jak wskazuje Dybowski, charakterystyczną cechą jego sztuki było „dążenie do osobistej wypowiedzi muzycznej, przekazywanej wyraziście, sugestywnie i z wielką siłą wewnętrzną”.
Małcużyński, zamiast robić w kraju karierę estradową, pojechał do Francji, by dalej szkolić swój warsztat w Paryżu u Marguerite Long i Isidora Philippa. Tam też zdecydował się poślubić francuską pianistkę Colette Gaveau, którą poznał jeszcze podczas konkursu w Warszawie. Ich ślub odbył się w pierwszych dniach wojny – Małcużyński zdecydował się zostać w ojczyźnie małżonki. W styczniu też zadebiutował w Paryżu i to w wielkim stylu. Francuscy krytycy muzyczni rozpisywali się o nim entuzjastycznie: „Pianista jest doskonałym muzykiem o nieomylnym takcie, smaku i inteligencji. W jego konstrukcjach pianistycznych nie ma ani jednego słabego punktu, ani błędu w interpretacji. [...]. Nieporównana jest trafność i elegancja jego frazowania. Przez nieustanną dbałość o prostotę i wykwint służy on muzyce, zamiast się nią posługiwać. [...]. Oto wielki pianista i prawdziwy muzyk!”.
Małcużyński z żoną ewakuowali się z Francji do Argentyny drogą przez Portugalię. Po przeprowadzce koncertował zawzięcie na całym kontynencie i osiągnął niebywałą popularność. Jego występy w Ameryce Południowej odbiły się takim echem, że otrzymał zaproszenie do występu w słynnej nowojorskiej Carnegie Hall. I jak zwykle oczarował publiczność, a jego kariera rozwijała się już tylko coraz bardziej dynamicznie. Sławę i renomę zyskaną dzięki setkom fantastycznych koncertów przyjmowanych z entuzjazmem wykorzystywał m.in. do tego, by wspierać dążenia polskich władz zabiegających o odzyskanie wywiezionych skarbów narodowych. Pamiętny recital na Wawelu był jego pierwszym powojennym występem w Polsce. Od tej pory każdy jego koncert w kraju miał rangę niemalże święta, sam artysta miał status bohatera narodowego. W miarę często wracał do ojczyzny. W latach 1960, 1970 i 1975 był jednym z jurorów Konkursu Chopinowskiego w Warszawie. Niestety zmarł niespodziewanie w wieku 63 lat podczas pobytu na Majorce.
Jak legendarne nagranie z występu Małcużyńskiego na Wawelu o mało nie przepadło w stanie wojennym
Lucyna Barcz w nagraniu dostępnym dzięki Fundacji Ośrodka KARTA na portalu Zbiory Społeczne wspomina, że po wprowadzeniu stanu wojennego w gmachu telewizji stacjonowali żołnierze, zaś biura dziennikarzy zostały dosłownie wybebeszone. Dopiero po jakimś czasie nieliczni pracownicy otrzymali pozwolenie na to, by do budynku w ogóle wejść: – Były przygotowane listy ludzi, którzy mogą wejść do gmachu Telewizji Polskiej. Oczywiście członkowie Solidarności nie, stali przed bramą. [...] Ja dostałam przepustkę razem z Haliną Dębicką, dziennikarką właśnie programów kulturalnych, dziennikarką „Pegaza”, w styczniu, pierwszych dniach stycznia. Wobec tego poszłam – wspomina okoliczności.
Szczególnie jednak wstrząsnęło nią jedno odkrycie, którego dokonała podczas sprzątania skutków tych przeszukań i wojskowych rewizji: – Pamiętam tylko jedną sprawę, która utkwiła mi z tego czasu w pamięci. Leży tam gdzieś na końcu tego korytarza taśma. Więc zaczynam ją zwijać. Dochodzę do tego pudła, które leży tam kilometr dalej. I co się okazuje? Zwinęłam film nie do odtworzenia: Witold Małcużyński gra na Wawelu. To jest moja robota, ja to uratowałam – podkreśliła zadowolona. Jej historia to zaledwie ułamek tego, co można znaleźć w archiwach społecznych m.in. o muzyce, kinie, filmie czy prasie. Wiele więcej materiałów, które mogą stworzyć nieopowiedziane jeszcze wystarczająco głośne opowieści, czeka. A tymczasem, na zakończenie dodajmy, że wydany po 60 latach album z zapisem recitalu na Wawelu nominowany był do nagrody Fryderyk 2020 w kategorii Muzyka Poważna: Album Roku Recital Solowy.
Zdjęcie użyte w grafice przedstawia dr Juliana Godlewskiego, prawnika i filantropa, oraz Witolda Małcużyńskiego (po lewej) w 1976 roku; autorstwa Jacka Godlewskiego, źródło: Wikipedia, CC BY-SA 3.0.
Justyna Bryczkowska